Zbigniew Maćków, wrocławski filmowiec rodem z ziemi złotoryjskiej, wziął udział we wczorajszym spotkaniu klubu filmowego w kinie Aurum. Opowiedział złotoryjskim kinomanom o wyzwaniach, przed jakimi staje w swojej pracy reżyser, przytoczył też kilka ciekawych anegdot związanych ze znanymi postaciami rodzimej kinematografii. Zdradził też, który polski reżyser klął jak szewc.
Dla Zbigniewa Maćkowa wizyta w złotoryjskim kinie i naszym mieście była „podróżą sentymentalną”. Wychował się w jednej z miejscowości niedaleko Złotoryi, w Złotoryi chodził też do ogólniaka i tu zdał maturę. Doskonale pamięta swoich kolegów ze szkolnej ławki i profesorów, których wspominał wczoraj ciepło po nazwiskach. I było wyraźnie widać, że bardzo przeżywa emocjonalnie całe spotkanie.
Po studiach polonistycznych na Uniwersytecie Wrocławskim Maćków zaczął w latach 70. pracę w Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu. Tworzył scenariusze, ale pracował też jako pomocnik operatora, asystent reżysera, a później jako II reżyser. Był zatrudniony przy takich znanych polskich serialach jak „Lalka” czy „Ballada o Januszku”. Jak wspomina, miał dużo większy wpływ na kształt filmów niż mogłoby to wynikać z napisów końcowych. – Życie filmowców jest bardzo bogate pod względem towarzyskim. Ale jako drugi reżyser rzadko mogłem korzystać w pełni z tych uciech, bo ktoś nazajutrz musiał ogarnąć plan filmowy, musiał być w pełni sił, by zastąpić pierwszego reżysera, często leczącego się na drugi dzień – żartował pan Zbigniew.
Wrocławski filmowiec zdradził złotoryjskim kinomanom kilka ciekawostek z życia gwiazd polskiego kina, m.in. dotyczących Zbigniewa Cybulskiego i jego spotkania z Marleną Dietrich. Opowiadał o swojej współpracy m.in. z Bronisławem Pawlikiem czy Janem Machulskim, a także ze znanymi polskimi reżyserami. – Środowisko filmowe, a zwłaszcza reżyserzy, to ludzie, którzy dużo przeklinają, to taki typ pracy. Wszystkich w tym jednak przebijał Kazimierz Kutz, który klął tak, że uszy więdły. Dlatego ja osobiście unikałem współpracy z nim – wyznał.
Za najbardziej „swój” Maćków uznaje film pt. „Odlotowe wakacje” z 1999 r. To baśń fantasy dla dzieci. Filmowiec napisał scenariusz do niej i ją reżyserował. – Przygotowując się do tego filmu, przeczytałem ze 100 książek i opowiadań dla dzieci – zdradził.
Maćków zaznaczył też wczoraj, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w polskiej kinematografii. – Zamierzam zrobić film o Marku Hłasce. Mam jako jedyny człowiek na świecie prawa udzielone przez rodzinę Hłaski do wykorzystania jego utworów w filmie. Problem w tym, że w urzędzie marszałkowskim ciągle zmieniają się urzędnicy odpowiedzialni za kulturę, są coraz młodsi. Gdy przychodzę do nich ze swoim pomysłem, pytają: „Hłasko? A kto to?”. Ale ja się uparłem i nie odpuszczę – zapowiedział.
Zbigniew Maćków jest też autorem bardzo ciekawego filmu dokumentalnego pt. „Szlak snów”. Widzowie, którzy przyszli na klub filmowy, mieli okazję go obejrzeć na dużym ekranie. To obraz opowiadający o filmowym Wrocławiu i innych miejscach na Dolnym Śląsku, gdzie realizowane były filmy Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu. W czasach swojej świetności posiadała ona 3 hale zdjęciowe, studio nagrań, halę projekcyjną, dział budowy dekoracji i montażownię. W tych wnętrzach nakręcono jedną czwartą całej powojennej polskiej produkcji filmowej. Swoje filmy realizowali tu tacy twórcy jak: Andrzej Wajda, Roman Polański, Wojciech Has, Tadeusz Konwicki czy Krzysztof Kieślowski.
Kolejny klub filmowy planowany jest na ostatni poniedziałek roku, czyli 27 grudnia. Ma mieć już świąteczną tematykę. Wstęp jest bezpłatny.